Wiadomości
COVID osłabiając odporność, może reaktywować gruźlicę. To ogromny problem, bo szacuje się, że nawet jedna trzecia populacji jest nosicielem prątka gruźlicy. Już teraz widać, że liczba zachorowań rośnie. Podobne zjawisko może dotyczyć też innych chorób zakaźnych. O pocovidowym deficycie odporności opowiada dr n. med. Paweł Grzesiowski.
1. Zapomniana choroba wróciła z nową siłą
Jak podaje Instytut Gruźlicy i Chorób Płuc, w ubiegłym roku w Polsce wykryto 4314 zachorowań na gruźlicę, to o ponad 600 więcej w porównaniu z danymi z 2021 r.- Ostatnie dane wskazują, że od początku tego roku do końca sierpnia liczba nowych zachorowań w Polsce jest mniej więcej taka sama jak w całym ubiegłym roku - mówił w rozmowie z WP abcZdrowie Krzysztof Grzesik, dyrektor Małopolskiego Szpitala Chorób Płuc i Rehabilitacji im. Edmunda Wojtyły w Jaroszowcu.Wzrost zachorowań na zapomnianą chorobę jest notowany na całym świecie, a immunolog dr n. med. Paweł Grzesiowski wskazuje na główne przyczyny tego zjawiska.
- Gruźlica jest chorobą, która wraca z dużym nasileniem. Jeśli chodzi o przyczyny, z całą pewnością duże znaczenie ma zwiększona liczba ludzi z gruźlicą migrujących po świecie. Do Europy ściągają ludzie z całego świata, a gruźlica jest w wielu rejonach, jak Afryka, Azja, chorobą endemiczną - mówi w rozmowie z WP abcZdrowie dr Grzesiowski.- Nie pomaga wojna, bo wiadomo, że opieka nad chorymi na gruźlicę w Ukrainie, Rosji, Białorusi nie jest teraz priorytetem, to też pogarsza sytuację i wreszcie COVID-19, który jeszcze bardziej skomplikował sprawę - wyjaśnia ekspert Naczelnej Rady Lekarskiej ds. zagrożeń epidemicznych.
2. COVID może reaktywować gruźlicę
Coraz więcej danych potwierdza, że gruźlica może ulec reaktywacji u osób, które przeszły COVID-19.
- Istnieje duże podejrzenie, że część ludzi choruje na gruźlicę, bo wcześniej przeszła COVID-19 i przez to ma osłabioną odporność. Można powiedzieć, że COVID jest takim elementem ułatwiającym obudzenie się tej gruźlicy latentnej, czyli uśpionej - podkreśla lekarz.Skala zjawiska może być gigantyczna, bo szacuje się, że nosicielem prątka gruźlicy może być co trzecia osoba. Dr Grzesiowski zaznacza, że choroba ujawnia się z dużym opóźnieniem - najczęściej w sytuacji silnego osłabienia odporności, więc efekty tego zjawiska możemy obserwować latami.
- W przypadku gruźlicy nie ma takich bezpośrednich reakcji, że zarażamy się 1 stycznia, a piątego pojawiają się objawy. Czas ujawnienia gruźlicy jest bardzo różny i uzależniony od odporności. Możemy się zarazić 1 stycznia, a zachorujemy dwa lata później, bo akurat wtedy nastąpi silne osłabienie naszego układu odpornościowego i te prątki się ujawnią - zaznacza lekarz.
3. Przez 9 miesięcy nie wiedzieli, co mu jest
Dużym problemem jest też późne rozpoznanie choroby ze względu na mało charakterystyczne objawy, zwłaszcza na początkowym etapie. Drugą kwestią jest niska świadomość dotycząca zagrożenia - gruźlica nawet w środowisku lekarskim często jest uważana za chorobę dotykającą wyłącznie społecznego marginesu.
- Ostatnio rozmawiałem 35-letnim pacjentem, który w krótkim czasie stracił 20 kg. Przez 9 miesięcy chodził od lekarza do lekarza i żaden nie skierował go na badania w kierunku chorób płuc. Dopiero kiedy pojawił się kaszel i objawy zaawansowanej gruźlicy, skierowano go na RTG. Tu jest ten problem, że nadal nie myślimy o gruźlicy jako o jednej z przyczyn takich nietypowych objawów, jak osłabienie, utrata masy ciała, nocne poty czy przewlekły kaszel. Nie spodziewamy się gruźlicy u osoby młodej, bez obciążeń - opowiada dr Grzesiowski.- Oczywiście statystycznie częściej chorują więźniowie, osoby bezdomne, alkoholicy, ale nie wolno zapominać, że gruźlica może wystąpić u każdego - również u osób dobrze odżywionych, młodych, a np. tylko przemęczonych, pracujących po 18 godzin na dobę, niedosypiających. To jest jedna z podatnych grup - wskazuje ekspert.
4. Ich rozprzestrzenienie będzie katastrofą
Największym zagrożeniem jest gruźlica lekooporna, którą leczy się znacznie trudniej i dłużej. Taka terapia może trwać nawet dwa lata i nie zawsze jest skuteczna.
- Mamy w tej chwili w Polsce ok. 200 przypadków gruźlicy lekoopornej, a przed pandemią było ich 10-20. To budzi ogromne objawy, bo rozprzestrzenienie się tego prątka odpornego na leki przeciwgruźlicze będzie katastrofą. O ile gruźlica jest w ogóle chorobą trudną w leczeniu, wymaga podawania pacjentom wielu leków nawet przez pół roku, to tą lekooporną leczy się jeszcze dłużej i wcale nie ma pewności, że uda się ją wyleczyć, bo te prątki w trakcie kuracji potrafią się uodparniać - tłumaczy dr Grzesiowski. - Wydaje nam się, że to jest problem przywleczony do Polski z innych krajów, najprawdopodobniej z Azji, gdzie ta oporność prątków jest najwyższa - dodaje.
5. Dotyczy 44 chorób zakaźnych
Dr Grzesiowski dodaje, że wzrost zachorowań w okresie pandemicznym dotyczy nie tylko na gruźlicy. Analiza wykazała podobną tendencję w przypadku 44 innych chorób zakaźnych. Co znajduje odzwierciedlenie również w raportach Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego-PZH.
- W ostatnim okresie mocno ujawniły się paciorkowce z grupy A, które wywołują m.in. szkarlatynę, anginę, różę, wstrząs septyczny, gorączkę połogową. W Polsce jest 10-krotnie większa liczba ciężkich zakażeń septycznych wywołanych przez te paciorkowce. Kolejną grupą są pneumokoki, mimo że są szczepienia dzieci, widać wyraźny wzrost tych ciężkich przypadków zapaleń płuc i objawów septycznych.
- Widzimy HIV atakujący ze zwiększoną intensywnością, rosną wskaźniki zachorowań na grypę. Od dwóch lat jest notowana też niespotykana wcześniej aktywność wirusa RSV i to nie tylko u małych dzieci. Jest też znacznie więcej niż w poprzednich latach półpaśca, który jest reaktywacją choroby zakaźnej - punktuje ekspert Naczelnej Rady Lekarskiej ds. zagrożeń epidemicznych.
Lekarz przyznaje, że część tych wzrostów można przypisywać konsekwencjom izolacji, osłabieniu odporności przez niższą aktywność społeczną, mniejszy poziom ruchu, ale problem jest znacznie szerszy.
- Nie wszystkie wzrosty da się tym wytłumaczyć. Musimy brać pod uwagę też to, że COVID zostawia nasz organizm osłabiony i ten pocovidowy deficyt odporności jest czymś rzeczywistym. Podobnie jest np. po odrze, gdzie odporność mamy osłabioną przez ok. dwa lata. To jest wciąż badane, ale bardzo dużo prac mówi o tym, że skutek immunologiczny COVID to nie jest tylko to, co się dzieje bezpośrednio w trakcie infekcji, ale wirus może też osłabiać nasze komórki odpornościowe i uwrażliwiać na inne infekcje - puentuje dr Grzesiowski.
źródło: portal abc zdrowie.pl