Wiadomości

Oct 6, 2016
Bronią swej pozycji zawodowej. Diagności kontra minister - potyczka na argumenty
- Konieczna jest nowelizacja ustawy o diagnostyce laboratoryjnej z jednoznacznym określeniem, że diagnostą laboratoryjnym może być osoba, która ukończyła studia medyczne na kierunku analityka medyczna - zaapelowała w środę (5 października) do posłów z Sejmowej Komisja Zdrowia Elżbieta Puacz, prezes Krajowej Rady Diagnostów Laboratoryjnych.


Dyskusja toczyła się na kanwie informacji na temat funkcjonowania diagnostyki laboratoryjnej w Polsce, systemu kształcenia diagnostów oraz zmian prawnych w tym zakresie. W imieniu ministra zdrowia sprawozdanie przedstawił wiceminister Jarosław Pinkas.

Omówił zmiany w przepisach regulujących kwalifikacje zawodowe diagnostów począwszy od 2001 roku. Wyjaśniał na skutek jakich zmian legislacyjnych w grupie diagnostów laboratoryjnych znalazły się osoby z wyższym niemedycznym wykształceniem.

Żeby zostać diagnostami laboratoryjnymi, muszą one ukończyć kształcenie podyplomowe w zakresie analityki medycznej. Jest ono przeznaczone dla osób, które mają studia wyższe "na kierunku przydatnym do wykonywania zawodu diagnosty laboratoryjnego" - jak określa to przepis. Zgodnie z ministerialnym rozporządzeniem, kierunkami przydatnymi do wykonywania zawodu diagnosty laboratoryjnego są: biologia, biotechnologia, chemia, farmacja i weterynaria.

Bez wykształcenia medycznego. To problem?

- Wprowadzenie osób bez wykształcenia medycznego do zawodu to wielka bolączka i problem - oceniła te przepisy dr n. med. Elżbieta Puacz. - Młodzi diagności pytają, dlaczego magister biologii lub farmacji po ukończeniu dwuletnich studiów podyplomowych może być diagnostą, a magister analityki medycznej nie może być farmaceutą czy lekarzem.

Dodała: - Nie można pozwolić, żeby nasz zawód medyczny, który ma ustalone standardy kształcenia i uczy - tak samo jak na studiach lekarskich - opieki nad pacjentem, miał wprowadzane do swojej grupy zawodowej osoby bez wykształcenia medycznego. W innych państwach europejskich pracują osoby bez wykształcenia medycznego, ale tylko na etatach technicznych.

Kontrargumenty przedstawiał wiceminister. Wyjaśniał, że nowelizacja ustawy o szkolnictwie wyższym uwzględniła przepisy europejskie i doprowadziła do deregulacji kształcenia, zwiększając autonomie uczelni w kreowaniu kierunku studiów w ramach Krajowych Ram Kwalifikacji.

- Funkcjonuje np. na Uniwersytecie Łódzkim kierunek mikrobiologia jako wyodrębniony zakres studiów. Do Ministerstwa Zdrowia kierowane są postulaty, żeby bez spełniania warunków kształcenia podyplomowego w zakresie analityki medycznej, absolwenci tego kierunku uzyskali wpis na liście diagnostów - powiedział wiceminister Pinkas i dodał, że argumentem uczelni jest wykorzystanie potencjału absolwentów w ochronie zdrowia.

Wspomniał też o projekcie rozporządzenia ws. ciągłych szkoleń diagnostów laboratoryjnych, który w najbliższym czasie trafi do konsultacji. Przy okazji poinformował, że liczba diagnostów laboratoryjnych, którzy obecne robią specjalizację to 1750 osób, natomiast 824 osoby szkolą się w zakresie laboratoryjnej diagnostyki medycznej.

Kto płaci za naukę?

- Kształcenie finansowane jest ciągle przez samych diagnostów laboratoryjnych - przyznał. - Jednakże minister zdrowia w ramach środków z Europejskiego Funduszu Społecznego ogłosił konkurs dedykowany również szkoleniu diagnostów laboratoryjnych.

- Diagnosta sam płaci za naukę. Koszt specjalizacji wynosi od 15 do 30 tys. zł, przy średnich zarobkach młodego diagnosty laboratoryjnego - 1883 zł brutto w Małopolsce, 2600 zł brutto w woj. mazowieckim i dolnośląskim. Kurs kosztuje 800-900 zł plus dojazdy i noclegi - ripostowała prezes Puacz.

Przypomniała, że Polska już w 1977 r. rozpoczęła kształcenie diagnostów laboratoryjnych na uniwersytetach medycznych. - Kształcenie na kierunku analityka medyczna jest ugruntowane w Polsce od 40 lat. Mamy 16 profesorów, 48 doktorów habilitowanych i ponad 400 osób z tytułem doktora.

Poinformowała, że obecnie mamy 15 tysięcy diagnostów, z czego 10 tys. to absolwenci kierunku analityka medyczna na studiach medycznych. - Jest 3232 diagnostów posiadających tytuł specjalisty w 14 dziedzinach diagnostyki laboratoryjnej, a więc co czwarty diagnosta jest specjalistą - kontynuowała.

Zaznaczyła, że osoby po kierunku biologia, biotechnologia, chemia mogą po studiach uzupełniających zostać diagnostami laboratoryjnymi. - Ale ustawa mówiła o czasie przejściowym, który się wydłuża, a resort zdrowia nic nie robi, żeby był jednolity model przygotowania do zawodu diagnosty laboratoryjnego - powiedziała.

Prof. Maciej Szmitkowski, konsultant krajowy w dziecinie diagnostyki laboratoryjnej, podsumował ten wątek dyskusji stwierdzeniem, że kadra diagnostów laboratoryjnych jest na światowym poziomie, mamy też dobrą aparaturę i odczynniki.

Dyskusja nie ograniczyła się do problemu, kto powinien być diagnostą laboratoryjnym i systemu kształcenia diagnostów. Mówiono o bolączkach trapiących diagnostykę. A odgrywa ona niebagatelną rolę w procesie leczenia.


Analizy prowadzone w USA wykazują, że badania laboratoryjne zapewniają 80 proc. obiektywnych danych o stanie pacjenta, wpływają zaś na 70 proc. podejmowanych przez lekarzy decyzji. Medycyna laboratoryjna zapewnia kadrze medycznej kluczowe informacje o diagnozie, leczeniu, kontroli i profilaktyce. Warto i trzeba korzystać z jej dobrodziejstw. Jednakże tak się nie dzieje.

Odsunięci od lekarza i pacjenta

- System służby zdrowia nie wykorzystuje w pełni wiedzy diagnostów i ich potencjału zawodowego. Diagności nie są docenieni, są odsunięci od lekarza i pacjenta, ale ponoszą odpowiedzialność zawodową - oceniała sytuację prezes Puacz.

- Przyczyną tego, że wiedza dobrze wykształconych diagnostów nie jest należycie spożytkowana, jest to, że w systemie ochrony zdrowia świadczenia z zakresu diagnostyki laboratoryjnej nie są oddzielnie kontraktowane - zdiagnozowała problem. - Nie ma nawet centralnego rejestru badań i nikt nie wie, ile w Polsce wykonuje się badań, kto je wykonuje i dla kogo - dodała.

Wskazała, że podstawowej opiece zdrowotnej (POZ) badania włączone są w stawkę kapitacyjną. - Lekarz POZ ma do dyspozycji koszyk świadczeń, ale nie jest kontrolowany przez płatnika z jego wykorzystania - stwierdziła.

Opierając się na danych NFZ poinformowała, że tylko 4,5 proc. pieniędzy przekazanych na POZ zostało przeznaczonych na badania laboratoryjne. - Lekarze bronią się przed wydawaniem tych pieniędzy - oceniła.

- Dyrektorzy szpitali nie są w stanie powiedzieć, jaki procent kosztów funkcjonowania pochłania diagnostyka laboratoryjna. Z ankiet, na które odpowiedzieli dyrektorzy samorządowi diagnostów wynika, że to zaledwie 5 proc. kosztów.

Przy okazji omawiania finansowych aspektów diagnostyki laboratoryjnej wskazała, że w Polsce nie ma wyceny badań. - Na przykład analiza moczu jest sprzedawana za 50 gr do złotówki, a korzystanie z toalety na dworcu w Warszawie kosztuje 2,50 - zobrazowała problem.

W dyskusji (ma być kontynuowana na następnym posiedzeniu) głos zabrali również: Bartosz Arłukowicz, przewodniczący Sejmowej Komisja Zdrowia, który prowadził obrady, Lidia Gądek (PO), Alicja Kaczorowska (PiS), Anna Czech (PiS), Krystyna Wróblewska (PiS).

źródło: rynekzdrowia.pl