Wiadomości
Internetowy serwis dziennika "Heute" podważa oficjalną wersję wydarzeń prowadzących do śmierci najbogatszego Polaka, miliardera Jana Kulczyka. 29 lipca zmarł w wyniku zatoru płucnego, powikłania po rzekomo prostym zabiegu kardiologicznym. Heute.at przekonuje jednak, że operacja nie miała nic wspólnego z sercem, a była konsekwencją walki z chorobą nowotworową. Rok wcześniej miał przejść operację prostaty, w 2015 roku miał przejść zabieg limfadenektomii miedniczej, typowej dla chorych chorych leczonych z powodu raka gruczołu krokowego. Badanie histologiczne usuniętych węzłów chłonnych pozwala na ujawnienie ewentualnych nowych ognisk choroby.
W czasie operacji miało dojść do uszkodzenia jednej z tętnic biodrowych, dlatego konieczna była konsultacja chirurga naczyniowego, a przewidziany na 90 minut zabieg trwał aż 6 godzin. Choć pacjent miał opuścić klinikę tego samego dnia, spędził tam blisko tydzień - czytamy.
Lekarzem operującym Jana Kulczyka był prof. Shahrokh Shariat, szef wydziału urologii szpitala uniwersyteckiego w Wiedniu i onkolog w prestiżowym nowojorskim Weill Cornell Medical Center. Zasłaniając się tajemnicą lekarską odmówił austriackiej gazecie jakichkolwiek komentarzy.
Osobiście uważam to za coś smutnego, że operując fałszywymi zarzutami dyskredytuje się lekarza z zespołu operacyjnego, nie zważając przy tym kompletnie na uczucia rodziny zmarłego pacjenta - dodał.
"Heute" puentuje swój artykuł informując czytelników, że do Wiedeńskiej Izby Lekarskiej napłynęły na urologa liczne anonimy. Nie wspomina jednak, czego dotyczą.
Źródło: msn.com