Wiadomości

Aug 18, 2015
Poznaj historię przedsiębiorców, którzy poszli na wojnę ze skarbówką
Polski producent bielizny Atlantic właśnie złożył wniosek o ogłoszenie upadłości układowej. Zła sytuacja spółki Wojciecha Morawskiego to efekt nie tylko fatalnej sytuacji na rynkach wschodnich, która pogrąża wyniki firmy, ale również bezwzględności Urzędu Skarbowego. Podobnych historii jest w Polsce zdecydowanie więcej.


Nie ma litości

Atlantic istnieje już ponad 20 lat i właśnie zbierają się nad firmą czarne chmury. Wojciech Morawski, prezes zarządu chce ratować spółkę i dogadywać się z wierzycielami. Nie będzie to jednak łatwe, gdyż przeciw sobie ma nie tylko rozwścieczonych kontrahentów, pracowników, ale również urzędników.

Skąd problemy firmy? W skrócie zła kondycja Atlantic to rezultat zamieszek na ukraińskim Majdanie i zamieszania z płatnościami VAT. Ukraińska rewolucja zablokowała centrum dystrybucyjne firmy w Kijowie. Pozostałe lokalizacje na Wschodzie to Odessa i Donbas. Konflikt ukraińsko-rosyjski dla Atlantica był wyniszczający podwójnie. Firma straciła nie tylko hale, ale również rynek, na który szło ponad 60 procent wszystkich produktów.

To nie pogrążyło firmy, jednak mocno osłabiło jej płynność finansową. Następne potknięcie byłoby po prostu zabójcze. Problemy z płynnością finansową skutkowały wypowiedzeniem umowy od jednego z leasingodawców. Ten wystawił rachunek na 18 milionów złotych, a zaraz po nim - Urząd Skarbowy. Urzędnicy w związku z płatnością zażądali 4 milionów złotych podatku.

Morawski w medialnych wypowiedziach podkreśla, że prosił o rozłożenie tej płatności na raty. Na kolejnych spotkaniach z urzędnikami obiecywał, że problemy są tymczasowe i da radę uratować firmę. Prośby i błagania nie pomogły. Skarbówka negocjować nie chciała i wydała polecenie zajęcia kont i natychmiastowej egzekucji. Tego firmowe finanse już nie wytrzymały.

1 czerwca Morawski zgłosił do sądu wniosek o upadłość. Podobnych historii jest więcej. Atlantic to niejedyny polski producent, który mógłby uniknąć problemów, gdyby nie urzędnicza bezwzględność.

Batalia o złom trwa

Drop S.A. to notowana na warszawskiej giełdzie firma zajmująca się handlem złomem. W Polsce zasłynęła jednak nie działalnością, a prawie pięcioletnią walką ze skarbówką. Fiskusowi nie przeszkadza, że wszystkie dotychczasowe batalie z firmą przegrywał.

Urząd Skarbowy w 2009 roku zdecydował się zabezpieczyć prawie 90 milionów złotych z majątku firmy. Urzędnicy są przekonani, że firma ma ogromne zaległości podatkowe. Drop nie zgadza się z interpretacją fiskusa i od lat szuka sprawiedliwości. A wszystko zaczęło się od kilku zakwestionowanych faktur na ledwie 400 tysięcy złotych. Dla giełdowej spółki nie byłby to żaden kłopot, ale apetyt urzędników z każdym tygodniem rósł. Wszystkie papiery kwestionowane przez fiskusa, uznawał ostatecznie sąd. I tak w kółko. Na dodatek firma na początku roku dotarła do tajnej instrukcji przeprowadzania kontroli w firmach handlujących złomem.

Jeszcze przed przeprowadzeniem kontroli było wiadomo, które firmy będą bacznie obserwowane i co będzie w nich szukane. Przedstawiciele przedsiębiorstw sugerują, że fiskus na ich przykładzie musiał udowodnić tezę przedstawioną na długo przed przyjściem urzędników do firmy.

Marek Suchowolec, przewodniczący rady nadzorczej spółki, opowiedział nam o tajemniczym dokumencie opracowanym przez Urząd Kontroli Skarbowej w Bydgoszczy. Zamówione przez firmę opinie prawne wykazały, że cała instrukcja jest wadliwa.

Za uczciwość trzeba płacić

Stanisław Kujawa, właściciel firmy Nexa z Zamościa odkrył, że jeden z jego pracowników brał udział w nielegalnej karuzeli podatkowej i wyłudzał zwrot VAT. W 2010 roku Kujawę zaniepokoiła transakcja sprzedaży z izraelską firmą, a później identyczna - odkupująca towar - tylko, że z firmą z Polski.

Po złożeniu korekt deklaracji VAT oraz powiadomieniu o przestępstwie na firmę Nexa posypała się fala kontroli, zajmowania kont i majątku. Za swoją postawę właściciel nagrody nie dostał, a skarbówka zniszczyła jego firmę.

Firma straciła 31 milionów złotych, a z pracy odejść musiało prawie sto osób. Sądy - w tym Wojewódzki Sąd Administracyjny - jednoznacznie oceniły działanie fiskusa, jako niezgodne z prawem i naruszające większość przepisów. Kujawa podczas wspólnej konferencji ze Związkiem Przedsiębiorców i Pracodawców opowiadał, że dyrektor, który dopuszczał się przestępstwa u niego założył kolejne firmy słupy i wyłudzał od państwa VAT. Tym jednak Urząd Skarbowy się nie zainteresował.

W czerwcu 2015 roku Kujawa przegrał batalię z fiskusem o odszkodowanie, jednak szybko zapowiedział odwołanie od wyroku.

Donos wystarczy

Marek Kubala to kolejny biznesmen, który o błędach urzędników może powiedzieć dużo. O sprawie pisał "Puls Biznesu", z którego doniesień wynika, że do ogromnych problemów finansowych i spektakularnego aresztowania przyczynił się donos.

Biznesmen w Wałbrzychu rozkręcał salon samochodowy Seata i powoli zdobywał rynek. Do czasu akcji funkcjonariuszy, którzy w 2000 roku uzbrojeni przeszukali jego firmę, a samego Kubalę odprowadzili w kajdankach na przesłuchania. Zarzuty? Przemyt, korupcja i narażenie Skarbu Państwa na stratę 450 tysięcy złotych.

Ciągnący się latami proces dopiero w 2011 roku przyniósł uniewinnienie i 40 tysięcy odszkodowania, ale mimo tego po podupadającej firm zostały długi do spłacenia.

Znika lider rynku

Najgłośniejszym przykładem przedsiębiorcy walczącego z Urzędem Skarbowym jest Roman Kluska i jego Optimus. Biznesmen, który stworzył polskiego potentata komputerowego, został aresztowany w 2002 roku pod zarzutem wyłudzenia przez Optimus 30 milionów złotych VAT-u. Wolność odzyskał po wpłaceniu rekordowej kaucji w wysokości 8 milionów złotych.

Optimusa na rynku już nie ma, a Kluska wywalczył po roku niewinność. W ramach przeprosin Skarb Państwa wypłacił mu... 5 tysięcy złotych zadośćuczynienia.

Co ciekawe to nie była ostatnia przygoda Kluski z urzędnikami. Kilka lat później ich opieszałość kosztowała go ponad 9 milionów. NSA wyrokiem rozwiał wątpliwości fiskusa i zlecił wypłacenie ogromnego odszkodowania. Jak zapewniał Kluska w rozmowie z Biztok.pl - wystarczyło na zamknięcie działalności i spłacenie zobowiązań.

Na celowniku skarbówki

Wygląda na to, że urzędnicy wzięli sobie na cel firmy komputerowe. Kolejną walczącą o sprawiedliwość była JTT z Wrocławia.

W latach 90-tych dostarczała sprzęt dla szkół, sprzedając komputery przez Czechy. W ten sposób korzystała z obowiązującego wówczas prawa, które zwalniało z podatku VAT komputery pod warunkiem, że pochodziły z importu. Fiskus uznał to za nielegalne i nałożył w 1999 roku karę 10 milionów złotych. Z kolei kierownictwo firmy usłyszało zarzuty prokuratorskie.

Naczelny Sąd Administracyjny cztery lata później uznał, że decyzja fiskusa była błędna. Do ratowania firmy to jednak nie wystarczyło. W tym samym roku JTT ogłosiła upadłość. Co ciekawe ostateczny finał sprawa miała dopiero w 2013 roku, gdy sąd przyznał byłemu akcjonariuszowi JTT odszkodowanie w wysokości aż 28,8 milionów złotych.

Lata oczekiwania na sprawiedliwość

Centrozap na wyrok i odszkodowanie czekał... 19 lat. Firma przez działanie urzędników straciła nie tylko pieniądze i aktywa, ale również zaufanie.

W 2000 roku fiskus zarzucił spółce oszustwa podatkowe i nałożył karę w wysokości aż 80 milionów złotych. Trzy lata później funkcjonariusze zatrzymali kierownictwo pod zarzutem korupcji. Ostatecznie po kilkuletniej batalii sąd uznał, że większość decyzji urzędników była błędna, a firma poniosła przez to ogromne straty.

Przedsiębiorstwo z Katowic ostatecznie wywalczyło aż 55 milionów złotych. Początkowo giełdowa spółka żądała aż 100 milionów, jednak sąd nie przychylił się do tego wniosku.

Cygaro, które nie jest cygarem

Historii biznesmenów, którzy nie ugięli się pod naporem urzędników i ich niekorzystnych decyzji jest naprawdę dużo. Kolejnym przedsiębiorcą, który podjął rękawicę był Jerzy Książek - szef wadowickiej firmy, który postanowił importować do Polski czeskie cygara.

Biznes od 2003 roku rozwijał się spokojnie, dopóki celnicy nie uznali w 2009 roku, że Książek nielegalnie przemyca tytoń pod przykrywką cygar. Firma nie przetrzymała zajęcia kont i towaru oraz 13 milionów złotych kary. Książek ostatecznie wygrał z celnikami w sądzie w 2011 roku, ale biznesu na nogi już nie postawił.

źródło: biztok.pl