Wiadomości

Jun 28, 2015
Ostatnia chwila na naprawę rynku aptek

Młodzi, dynamiczni farmaceuci mówią „dość” i chcą zmian. „Puls Farmacji” jako pierwszy publikuje treść ich manifestu oraz rozmawia z twórcą oddolnej inicjatywy polskich aptekarzy mgr. farm. Marcinem Wiśniewskim.

Kto jest inicjatorem tego manifestu?

Autorami manifestu w warstwie ideowej, poglądowej jest ponad dwadzieścia tysięcy aptekarzy pracujących w Polsce, do tego tysiące techników i ludzi związanych z aptekami i hurtowniami leków, a ponadto pracownicy przemysłu farmaceutycznego, dystrybutorzy itd. W warstwie realizacyjnej to był mój impuls, ale podkreślam, że to jest esencja głosu środowiska, zapisana w krótkich słowach.

Od ponad 15 lat na każdym spotkaniu, na którym byłem i bywam, w codziennych rozmowach artykułujemy potrzebę naprawy rynku aptek. Oceniając zagrożenie społeczne z powodu istniejącej sieciowej patologii, postulujemy przywrócenie aptek aptekarzom w nadrzędnym celu — tworzenia realnego, sprawnego i przede wszystkim bezpiecznego systemu opieki zdrowotnej.

Z każdym rokiem, w miarę rozwoju sieci i spadku liczby aptek indywidualnych sytuacja opieki zdrowotnej się pogarsza, stąd te głosy są coraz donośniejsze. Teraz mamy do czynienia z krzykiem rozpaczy środowiska, obecnie także naszych pacjentów, bo brakuje leków ratujących życie, po prostu nie ma czym leczyć, młodzież narkotyzyje się wywarem z tabletek na kaszel, a 1/10 leków w Europie to podróbki.

Jeśli nie podniesiemy głosu, za chwilę kraj straci rynek. Zezwolenia na prowadzenie aptek wydawane są komercyjnym spółkom, które dowolnie, bez kontroli państwa, zmieniają właścicieli, są przejmowane nie tracąc zezwoleń. To może doprowadzić do sytuacji, że w pewnym momencie wszystkie sieci znajdą się w rękach np. jednej rosyjskiej spółki.

Rządzący nie słuchają niezadowolonych, bo narzekanie jest passé. W modzie za to jest cieszenie się życiem, co realizują ochoczo, np. balangując w restauracji „Sowa i Przyjaciele“ za pieniądze podatnika, których potem brakuje dla chorych. 

Kto odpowiada za tę sytuację?

Bezpośrednio były minister zdrowia Mariusz Łapiński z SLD, późniejszy wiceprezes Partii Emerytów i Rencistów, biznesmen, obecnie chyba znów w SLD, człowiek o tajemniczym spojrzeniu, którego każdy czyn zamieniał się w sukces, taki jak np. stworzenie NFZ czy ustawa Prawo farmaceutyczne. I rzeczywiście, miał dar czynienia cudów, bo Prawo farmaceutyczne, które zawierało m.in. zapis, że aptekę może otworzyć tylko farmaceuta, w momencie, kiedy się nim zajął, było już uchwalone przez parlament i podpisane przez prezydenta. Mimo to Mariusz Łapiński potrafił zatrzymać bieg legislacji i prawo w tej formie nigdy nie weszło w życie.

Zamiast niego pojawiło się nowe, dostosowane podobno do wymogów UE, według którego aptekę mógł mieć każdy. O wytycznych UE wówczas chyba mało kto wiedział, więc kłamstwo przeszło. Minister dokonał jeszcze paru efektownych cudów i w końcu nawet rodzime SLD go wyrzuciło. Ale złe prawo zostało. I do dzisiaj aptekę może mieć każdy, np. fundusz inwestycyjny Penta, który jak największego skarbu broni informacji o pochodzeniu swego kapitału, ma centralę na Cyprze i tam zapewne płaci podatki. Ostatnio kupił sobie w Polsce 300 aptek i deklaruje chęć rozwoju.

Setki aptek są w rękach hurtowni farmaceutycznych bądź spółek zależnych. W tej chwili, według ostatnich raportów IMS, mamy w kraju 341 sieci. Proszę spróbować uwierzyć, że dla menedżera każdej z nich na pierwszym miejscu jest dobro pacjenta, że sieć tworzy bezpieczny system opieki zdrowotnej, dba, żeby pacjent nie nadużywał leków, realizuje założenia opieki farmaceutycznej, zapewnia najwyższej jakości usługi farmaceutyczne! Na dodatek nie wtrąca się w pracę personelu fachowego, bo szanuje jego suwerenność, opłaca mu kursy i szkolenia, choć są kosztowne. A w razie zagrożenia państwa, wojny czy katastrofy weźmie udział w systemie obrony cywilnej, przeszkoli personel pod tym kątem i będzie służyć narodowi. Ponadto przyjmie studentów farmacji na praktyki i staże, gdzie zapewni im najwyższej klasy szkolenie z etyki zawodu i deontologii, będzie zabiegać o wysoki poziom praktyk. I jeszcze na końcu, choć podejrzewam, że czytelnicy już się uśmiechają, dorzucę, że każda sieć chętnie otworzy swoje placówki na wsi, żeby poprawić dostępność leków... To przecież ironia, farsa. Zestawienie pojęć: opieka farmaceutyczna i opieka zdrowotna ze zjawiskiem aptek sieciowych jest oksymoronem. To są pojęcia przeciwstawne! Sieci działają dokładnie w przeciwnym kierunku!

O szczegółach i patologii wynikającej z istnienia sieci piszemy szerzej w materiałach uzupełniających manifest na naszej stronie: www.manifestaptekarzy.pl lub 
www.aptekarze2015.org.pl. Mam nadzieję, że w chwili publikacji tego materiału strona będzie już działać, jesli nie — prosimy chwilkę poczekać.

Jakie jest poparcie dla manifestu?

Manifest wyraża głos środowiska aptekarskiego. Teraz jedynie zyskał on nową formę — pisemną. Zabiegamy także o poparcie innych środowisk zawodowych, z którymi współpracujemy i mamy kontakty. Oczywiście przedstawiamy nasze poglądy i docieramy do osób decyzyjnych, które pomogą nam wyleczyć nowotwór trawiący system opieki zdrowotnej.

Dlaczego właśnie teraz pojawił się pomysł na takie działania?

Pomysł pojawił się całkiem niedawno, na skutek zaostrzenia choroby, że posłużę się dalej medyczną metaforą. Nie mogąc sprowadzić do apteki leków, mimo posiadania wypisanych na nie recept, nie wiedząc, co i jak powiedzieć pacjentom, dzwoniliśmy i pisaliśmy z żoną do WIF, GIF i Ministerstwa Zdrowia. Alarmowaliśmy wszystkich. Inspektoraty rozkładały ręce, a ministerstwo odpowiadało, że leki są, bo oni mają raporty z firm, że leki zostały dostarczone do hurtowni, że nikt, poza nami, się nie skarży.

Dziennie spędzaliśmy kilka godzin przy telefonie, dzwoniąc do ministerstwa oraz wskazanych przez urzędników firm farmaceutycznych, nie mogąc się dodzwonić, będąc odsyłanymi od numeru do numeru. Czułem się jak męczący petent. I to w poszukiwaniu leków, które są gwarantowane przez Konstytucję RP! Pewnego dnia usłyszałem od pracownicy ministerstwa, że jeśli ja mam problem z kupieniem leków, to szczęśliwie jest dużo aptek i pacjent z pewnością gdzieś je dostanie.

Tym jednym zdaniem urzędniczka dała mi dużo do myślenia i sprawiła, że przepalił się chyba we mnie jakiś bezpiecznik. Zdałem sobie sprawę, że być może w ramach powiązań sieci z hurtowniami leki do aptek sieciowych będą dostarczane, a do tradycyjnych, pojedynczych — nie będą. I że ta kwestia może stać się nowym elementem walki sieci z aptekami niezależnymi, rugowania nas z rynku. Ten moment zadecydował o osobistym zaangażowaniu się w leczenie systemowej patologii.

Oczywiście były też inne czynniki. Chyba wszyscy dostrzegliśmy zapaść obozu rządzącego, który w ogóle nie był zainteresowany zmianami w naszym sektorze. Odbyłem zatem parę spotkań, wykonałem parę telefonów i okazało się, że nikogo nie trzeba przekonywać, bo całe środowisko jest gotowe na zmiany, determinacja jest chyba szczytowa w historii. Co ważne, ta akcja, nasze idee mają świetny odbiór w kręgach polityków, z uwagi na korzyści gospodarcze dla kraju, zabezpieczenie rynku przed obcym, zagranicznym przejęciem, które w tej chwili już się dokonuje i jeśli go nie zablokujemy, możemy stracić kontrolę nad rynkiem wartym 30 mld zł w skali roku. 

Czy to jest działanie w kontrze do władz samorządu aptekarskiego?

Absolutnie nie! Nasz  ruch nie stanowi żadnej kontry wobec NIA. Idziemy w jednym kierunku, działamy synergicznie, zapraszamy wszystkich, którzy myślą podobnie. Tym, którzy uważają inaczej, chcemy wytłumaczyć, że są w błędzie, pokazać wyniki analiz. Proszę pamiętać, że my również jesteśmy członkami samorządu i szanujemy swoje władze i ich pracę.

Myślę jednak, że różnimy się metodą i zakresem działania. NIA jest instytucją, ma wypracowane zasady, standardy i metody. Działa na wysokim szczeblu urzędniczym, operując dość wąskim orężem. Wzywa do poszanowania istniejącego prawa, nawołuje do porządku, takie ma zadania. My jesteśmy ruchem, nie mamy władz,  struktur, biur i majątku. Nasze postulaty również zawsze reprezentowała NIA, która obecnie jednak skupiona jest na bieżących sprawach. My działamy społecznie i szybko, nie mamy czasu na rozważania, idziemy dalej w żądaniach. Znamy diagnozę choroby, propagujemy propozycje konkretnego leczenia i oczekujemy pełnego wyzdrowienia. To jest nasz cel. Z zawodu jesteśmy farmaceutami, znamy się na tym fachu!

Co chcecie osiągnąć?

Cel jest tylko jeden — zmiana przepisów ustawy Prawo farmaceutyczne, wszystkie cele szczegółowe wymienia manifest. I są one dobrze umotywowane: dla dobra kraju, narodu i zawodu.

Czy spodziewacie się kontrakcji ze strony sieci aptecznych?

Zdziwiłbym się, gdyby jej nie było, zresztą trwa ona cały czas. Widać, jak ich prawnicy walczą o status quo, starają się interpretować prawo na swoją modłę, wypaczyć przepisy o limicie 1 proc. dla sieci w województwie. Chcą wykorzystać słabość państwa, dzięki której już raz im się udało zakładać bezprawnie kolejne apteki. Tłumaczą, że skoro już im się udało prawo złamać, to teraz nie można wymagać, żeby je zaczęli respektować. Konkluzja ich prawniczych rozważań jest taka, że inspektoraty, czyli organy państwa nie mogą realizować zapisów prawa, bo to godziłoby w interesy sieci. Dla mnie to kuriozum, dziwię się, że ktoś chce ich jeszcze słuchać.

Kolejny element to ich walka o zniesienie zakazu reklamy aptek i argumenty, że nie wolno zabraniać reklamy, bo to nieeuropejskie, archaiczne, nierynkowe. Jaki ta walka ma cel? Ano taki, że reklama to ich jedyna broń. Nie potrafią konkurować jakością, bo jej nie mają. Trzeba przecież zapracować na renomę i zaufanie. Ale ich cel jest zupełnie inny — nie pacjent, tylko jego portfel.


O kim mowa: 
mgr farm. Marcin Wiśniewski
— właściciel (razem z żoną, również farmaceutką) dwóch aptek. Inicjator Manifestu aptekarzy polskich. Delegat na Krajowy Zjazd Aptekarzy.

Źródło: pulsfarmacji.pl