Wiadomości

May 10, 2015
Zamiast pastylek budynie, ciasteczka i inne specjały, czyli jak przyjemnie zdrowieć
Stworzona przez polskich naukowców bioaktywna żywność ma pomagać w leczeniu otyłości, nadciśnienia, cukrzycy typu pierwszego oraz anemii związanej z nieswoistym stanem zapalnym jelit. Czy będzie skuteczna leczniczo? Termin zakończenia badań żywieniowo-klinicznych upływa 30 czerwca. Wyniki mają być opublikowane po wakacjach.

Rozpoczęte w listopadzie 2013 r. badania z udziałem 600 pacjentów i 100 naukowców z sześciu polskich uczelni choć same w sobie mają olbrzymią wartość naukową i medyczną, to są tylko elementem większego planu pn. "Nowa żywność bioaktywna o zaprogramowanych właściwościach prozdrowotnych".

W oficjalnych dokumentach nt. projektu finansowanego przez UE w ramach Programu Operacyjnego Innowacyjna Gospodarka (na realizację przeznaczono 35 milionów 131 tysięcy złotych) czytamy, że jego celem jest ”opracowanie innowacyjnej technologii produkcji linii produktów spożywczych ograniczających zachorowalność na choroby cywilizacyjne (…). Wzbogaci to ofertę rynkową i eksportową polskiego przemysłu spożywczego i zwiększy jego międzynarodową konkurencyjność”.

Wskazuje się też, że dzięki zmniejszeniu zachorowalności na choroby cywilizacyjne oczekiwać można znacznego obniżenia wydatków państwa związanych z ochroną zdrowia. Ponadto projekt wzmocni konkurencyjność polskiej gospodarki żywnościowej opartej na wiedzy. Będzie również korzystny dla ochrony środowiska, gdyż ważnym surowcem do produkcji bioaktywnych związków mają być produkty uboczne przemysłu rolno-spożywczego, głównie zbożowo-młynarskiego i owocowo-warzywnego (wykorzystano przede wszystkim surowce krajowe: aronia, morwa, pokrzywa, jarmuż, buraki, kapusta; z importowanych jedynie żółtą herbatę).

Pacjenci zjedli zdrowotne specjały
Te zaprogramowane na walkę z chorobami specjały już są - w ramach badań testowali je na sobie pacjenci. Przygotowały je małe firmy: piekarnie, mleczarnie, zakład mięsny - głównie z Wielkopolski.

Technolodzy żywności wyprodukowali po około 10 produktów dla każdej jednostki chorobowej. Menu jest zróżnicowane. To soki, ciastka, chleb, koncentraty deserowe, budynie, kisiele, zupy błyskawiczne, pasztety, chrupki, makarony i kasze - w sumie 35 potraw. Charakteryzują się szeroko pojętym działaniem antyoksydacyjnym. Niektórzy pacjenci dostawali np. maślankę z ekstraktem z morwy, która zbija cukier i hamuje apetyt, a osoby z zapaleniem jelit i anemią spożywały pasztet z dodatkiem soku z ziemniaka, który działa zbawiennie na układ pokarmowy.

Zilustrujmy to przykładem. Osoby, które chorują na nieswoiste zapalenia jelit mają zazwyczaj problemy z utratą żelaza. Tymczasem jego doustna suplementacja lekowa jest przez większość pacjentów źle tolerowana.

- Podając żywność (np. w postaci budyniu i makaronu) wzbogaconą o związki, które uczestniczą w przemianie żelazowej, chcemy sprawdzić skuteczność tej naturalnej, dostępnej i akceptowanej przez pacjenta formy odżywiania. Unikałoby się w ten sposób dodatkowej suplementacji lekowej - opowiadał nam jakiś czas temu Michał Kloska z Katedry i Kliniki Gastroenterologii, Żywienia Człowieka i Chorób Wewnętrznych Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu.

Naukowe wnioski z karty dań
Ale wiedza o wpływie określonych związków bioaktywnych na zdrowie pacjenta z daną jednostką chorobową to jedno, a sprawdzenie tego w badaniach żywieniowo-klinicznych z udziałem znacznej grupy chorych to drugie.

- Część wytypowanych przez lekarzy pacjentów wykruszyła się w czasie badań - przyznaje prof. Józef Korczak, kierownik Katedry Technologii Żywienia Człowieka Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu, który kieruje projektem. Z tego powodu trzeba było przesunąć o kilka miesięcy wyznaczony na koniec ubiegłego roku termin zakończenia badań.

- Badania żywieniowo-kliniczne polegają na tym, że lekarze, biochemicy, dietetycy nie wiedzą do jakiej grupy należy badana osoba. Także pacjent nie wie, czy otrzymywał wytworzony przez nas produkt spożywczy czy tylko placebo. Obowiązuje próba podwójnie ślepa. Znana jest jedynie jednostka chorobowa tej osoby - tłumaczy prof. Józef Korczak i wyjaśnia, że obecnie trzeba odkodować informacje medyczne pacjentów, a są to setki danych, które trzeba przeliczyć uwzględniając wyniki uzyskane dla konwencjonalnego żywienia, wielkość spożycia różnych składników itd.

Dopiero na tej podstawie będzie można wyciągnąć obiektywne wnioski. – W tej chwili to są studia przypadku, nie upoważniają do generalnych konkluzji - zaznacza profesor i podkreśla, że wstępne dane wskazują, iż nowo opracowane produkty, które podawano pacjentom w trakcie badań, poprawiały wskaźniki medyczne chorych.

Firmy chcą produkować bioaktywną żywność
Jednocześnie z dobiegającymi końca badaniami klinicznymi trwają przygotowania do wdrożenia do produkcji bioaktywnej żywności. Profesor mówi, że po naszym tekście z 2013 r. na ten temat odezwali się przedsiębiorcy. - Po artykule w Rynku Zdrowia mieliśmy telefony z całej Polski od firm zainteresowanych produkcją - informuje.

Czytaj: Żywność, która leczy: za rok poznamy wyniki polskich badań

Dodaje, że gotowość wytwarzania bioaktywnych produktów spożywczych zgłaszają również przedsiębiorcy, którzy dostarczali je na potrzeby badań klinicznych. Produkcja szła na skalę półprzemysłową, bo trzeba było wyżywić 600 pacjentów przez 9 tygodni. To były tony jedzenia.

Żeby jednak produkować i mieć zyski ze sprzedaży prozdrowotnych artykułów spożywczych - niewykluczone, że staną się one eksportowym hitem (na choroby cywilizacyjne cierpią miliony ludzi) - trzeba wykupić licencję. Ile może być warta?

Do końca maja rzeczoznawcy mają wycenić wartość rynkową bioaktywnych przysmaków. Wartością dodaną będą certyfikaty i deklaracje żywieniowe, prozdrowotne, zdrowotne, które producent będzie mógł umieścić na opakowaniach. Podstawą są jednak ostateczne wyniki badań żywieniowo-klinicznych. Natomiast skomponowane przez naukowców produkty, po wdrożeniu do produkcji, mogą pokazać się w sprzedaży za rok, półtora roku - przewiduje prof. Korczak.

Czy ludzie to kupią?
Jak przyjmą je konsumenci? Na to pytanie odpowiedzi szukał zespół badaczy z Uniwersytetu Ekonomicznego w Poznaniu pod kierunkiem prof. Henryka Mruka.

- Odpowiadaliśmy za przeprowadzenie badań konsumenckich na temat tego, jak ludzie reagują na nową żywność, a także na temat pozycjonowania tych produktów. Wyniki przekazaliśmy koordynatorowi projektu - Uniwersytetowi Przyrodniczemu, na rzecz którego pracował nasz zespół - mówi prof. Mruk.

- Pytaliśmy uczestników badań, czy byliby skłoni kupować bioaktywną żywność, w jakich opakowaniach, po jakich cenach itp. - relacjonuje naukowiec. Twierdzi, że byliby zainteresowani - czuli efekty zdrowotne, wskazywali, że tracą na wadze itp. - Krótko mówiąc, chcieliby, żeby te badania trwały do końca życia - podsumowuje.

Źródło: rynekzdrowia.pl