Wiadomości
Według opublikowanego w piątek (1 maja) przez władze Nepalu nowego bilansu liczba ofiar śmiertelnych wzrosła do 6204, a rannych do 13932. Przypomnijmy, że w Nepalu w sobotę (26 kwietnia) ziemia zatrzęsła się z siłą 7,9 stopnia w skali Richtera. Pół godziny później wystąpił kolejny niemal równie silny wstrząs, a po nim kilkanaście słabszych. Katmandu, stolica Nepalu, legło w gruzach.
Do Nepalu niemal natychmiast po trzęsieniu ziemi skierowana została międzynarodowa pomoc. Wśród międzynarodowych ekip jest także polska tzw. ciężka grupa poszukiwawczo-ratownicza HUSAR (Heavy Urban Search and Rescue - ang.) Państwowej Straży Pożarnej oraz ratownicy medyczni Polskiego Centrum Pomocy Międzynarodowej.
Zawsze z nadzieją
W grupie HUSAR wysłaliśmy 81 ratowników-strażaków i 12 psów przeszkolonych do poszukiwań ludzi. W składzie grupy obok strażaków jest 2 lekarzy oraz 9 ratowników medycznych. Zabrali ze sobą kilka ton sprzętu ratowniczego, m.in. geofony, kamery wziernikowe, sprzęt hydrauliczny i pneumatyczny do stabilizacji budynków, sprzęt medyczny i specjalne oświetlenie.
Niezależnie, w odrębnej grupie, choć razem ze strażakami, do stolicy Nepalu poleciała także sześcioosobowa grupa ratowników medycznych Polskiego Centrum Pomocy Międzynarodowej.
- Kiedy jesteśmy wzywani, jedziemy z nadzieją, że wydobędziemy z ruin żywych ludzi - mówił portalowi rynek zdrowia.pl st. kpt. Państwowej Straży Pożarnej (PSP) Mariusz Chomoncik - lekarz ciężkiej grupy poszukiwawczo-ratowniczej PSP, przebywający obecnie w Katmandu. Kilka lat temu rozmawialiśmy z nim po powrocie z ogarniętego trzęsieniem ziemi Haiti.
- Na miejscu kataklizmów pracują obok siebie ekipy z różnymi emblematami narodowymi na rękawach. Rozumiemy się, bo podobnie myślimy i jesteśmy szkoleni do zespołowych działań. Ocalonym jest obojętne, kto ich uratował - Rosjanin, Niemiec czy Polak - mówił doktor Chomoncik, kiedy wspominał inne akcje ratownicze, w których brał udział.
Pracują non-stop
Niestety, w Nepalu polskim strażakom i ratownikom nie udało się jak dotąd odnaleźć w gruzowiskach żywych ludzi. Według standardów medycznych, po 72 godzinach od trzęsienia ziemi są niewielkie szanse na to, aby odnaleźć w rumowiskach tych, którym udało się przetrwać kataklizm.
Oczywiście cuda się zdarzają. Świat obiegły zdjęcia 4-miesięcznego niemowlęcia uratowanego po ponad dobie spod rumowiska gruzów. Po pięciu dniach od trzęsienia ratownicy wydostali z ruin żywego 15-latka. Amerykańska agencja pomocy międzynarodowej USAID przez wiele godzin pracowała nad wydobyciem z gruzów tego chłopca, uwięzionego pomiędzy dwoma piętrami zawalonego budynku.
W Katmandu działa w sumie 61 grup ratowniczych, z czego szesnaście jest tzw. certyfikowanych (wg standardu INSARAG - International Search and Rescue Advisory Group) - w tym właśnie polska grupa HUSAR.
Jak przekazał nam st. bryg. Paweł Frątczak, rzecznik prasowy Komendanta Głównego PSP, polscy ratownicy z grupy HUSAR, z których utworzone zostały cztery zespoły, kierowani są do różnych miejscowości. Pracują w zasadzie 24 godziny na dobę. Zmiany dokonywane są teoretycznie co 6 godzin. Odpoczywają w bazie utworzonej na terenie jednostki wojskowej oddalonej 12 km od Lalitpur. Mają własne namioty, żywość, wodę, toalety, agregaty prądotwórcze, oświetlenie - wszystko to stanowi stałe zaplecze logistyczne grupy.
- Jeżdżą w miejsca wskazane przez koordynatorów działań ratowniczych w Katmandu, dokonując rekonesansów, przeszukań budynków z wykorzystaniem psów i sprzętu. Udzielają także na miejscu pomocy medycznej osobom, które jej potrzebują - mówi portalowi rynek zdrowia.pl st. bryg. Paweł Frątczak.
Złamania, rany, infekcje
Jak z kolei informował nas Krzysztof Iwiński z Polskiego Centrum Pomocy Międzynarodowej (PCPM), w piątek (1 maja) zaplanowany został wylot do Nepalu kolejnej, tym razem trzyosobowej grupy ratowników.
Z informacji podawanych przez agencje prasowe wynika, że rząd Nepalu odmawia już wjazdu chętnym do pomocy grupom ratowniczym. Jak przekonuje Iwiński, który już w piątek będzie w Katmandu, odmowy dotyczą tych grup, które zajmują się przeszukiwaniem rumowisk. Ratowników, zwłaszcza w dolinach poza stolicą, w obliczu ogromu osób poszkodowanych potrzebujących pomocy medycznej jest ciągle za mało.
- Cały czas z gór są ściągani ranni ludzie i potrzeby medyczne są ogromne. O ile w samym Katmadu sytuacja jest w jakiś sposób opanowana, to poza stolicą wygląda to wszystko bardzo źle. Dlatego wysyłamy w ten rejon kolejnych ludzi - zaznacza Krzysztof Iwiński.
PCMP prowadzi w Melamchi (80 km na północny wschód od Katmandu) punkt pierwszej pomocy medycznej dla rannych ewakuowanych ze zniszczonych miejscowości położonych w górach. - U poszkodowanych dominują złamania, rany i infekcje. Ratownicy dokonują selekcji rannych. Tych rannych najciężej kwalifikują do transportu śmigłowcami amii nepalskiej do Katmandu - mówi Krzysztof Iwiński.
W sobotę (2 maja) lub niedzielę zespół polskich ratowników ma wyruszyć dalej w głąb dolin górskich, by nieść pomoc bezpośrednio we wsiach dotkniętych tym kataklizmem. Największym problemem jest konieczność uzupełnienia zapasów, które pozwalają funkcjonować ratownikom, a także środków medycznych koniecznych są do opatrywana ran. Dlatego wylatująca w piątek nowa grupa ratowników zabiera ze sobą 300 kg dodatkowego bagażu. Ci, którzy już są na miejscu w sobotę zejdą z gór, uzupełnią zaopatrzenie i wrócą.
Ile dni można przeżyć pod ruinami?
Warunki pracy w Nepalu są bardzo ciężkie. Ratownicy muszą mieć ze sobą w zasadzie wszystko - własną wodę, żywność. Wszystkiego brakuje. - Przy katastrofach w takiej skali, nawet gdyby były do dyspozycji ogromne zasoby, zawsze będą jakieś problemy. Od lat wypracowana jest przy takich okazja praktyka, która jest stosowana i zdaje egzamin. Sądzę, że w takiej sytuacji niewiele więcej da się zrobić - stwierdza ratownik.
Niestety nadzieja na odszukanie żywych osób pod gruzami słabną już z każdą godziną. Jednak, jak tłumaczył nam wcześniej w jednym z opublikowanych w Rynku Zdrowia wywiadów bryg. PSP Sławomir Wojta z wydziału szkolenia specjalnych grup ratowniczych ze Szkoły Aspirantów PSP w Krakowie, ratownicy bazują nie tyle na naukowym podejściu, co na doświadczeniach z akcji. Po katastrofie budynku w Korei, po 14 dniach wydobyli z ruin kobietę faktycznie bez żadnych urazów. W Meksyku, parę dni po trzęsieniu ziemi, wydobyto żywe dzieci z zawalonego szpitala.
- Proszę mi wierzyć, naukowe kalkulacje czasami na nic się zdają - mówił nam.
Dodawał: - Faktycznie najistotniejsze dla ofiar są pierwsze 2-3 doby po trzęsieniu ziemi. Wtedy szanse na dalsze przeżycie u osób bez poważnych obrażeń są dość wysokie. Później drastycznie maleją z dnia na dzień. W czwartym dniu liczba ocalonych jest zazwyczaj 10-krotnie mniejsza niż w pierwszych 2-3 dobach, w piątym dniu - wielokrotnie mniejsza niż w czwartej dobie. Potem długo nie udaje się znaleźć nikogo przy życiu, ale zdarza się, że i wtedy ratownicy odnajdują pojedyncze osoby.
Cisza gruzowisk
Tym razem jednak nadzieja wydaje się umierać. Jeszcze w czwartek rano (30 kwietnia) w kwaterze głównej armii nepalskiej została podjęta decyzja o formalnym zakończeniu działań poszukiwawczo-ratowniczych.
- Nasza grupa została poproszona o pomoc, przy wykorzystaniu sprzętu jakim dysponuje, w torowaniu dostępu do gruzowisk, gdzie znajdują się ciała ofiar, które będą wydobywane przez armię nepalską. Tak dzieje się m.in. w Katmandu, które podzielone zostało na 17 sektorów. Naszą grupę zadysponowano do miejscowości Harisidhi w celu wydobywania zwłok, a naszych lekarzy i ratowników, wraz z grupą rekonesansową, w sumie 16 osób, skierowano do regionu Sindhupalchowk - powiedział nam rzecznik PSP.
Jak tłumaczy, torowanie drogi w gruzowiskach w celu wydobycia ciał ofiar nie należy już co prawda do standardowych działań ratowników, ale ponieważ grupa jest na miejscu i dysponuje odpowiednim sprzętem, odpowiedziała przychylnie na prośbę dowódców amii nepalskiej.
Źródło: rynekzdrowia.pl