Wiadomości

Apr 7, 2015
Beata Małecka-Libera: robimy porządki, nie rewolucję
Wiele samorządowych programów zdrowotnych nie przynosi oczekiwanych rezultatów, gdyż nie przeprowadza się ewaluacji. Nikt dokładnie nie sprawdza efektów wydawania pieniędzy na realizację takich projektów - zwraca uwagę Beata Małecka-Libera, sekretarz stanu w Ministerstwie Zdrowia i pełnomocnik rządu ds. projektu ustawy o zdrowiu publicznym, w wywiadzie dla Rynku Zdrowia.

Rynek Zdrowia: - Jesteśmy świadkami kolejnego podejścia do ustawy o zdrowiu publicznym. Był już gotowy projekt jesienią 2011 r., kiedy ówczesna minister zdrowia Ewa Kopacz odchodziła z resortu. Potem pojawiały się założenia do kolejnego projektu i zapowiedzi. Dlaczego mamy uwierzyć, że tym razem się uda i w 2016 r. ustawa wejdzie w życie? 
Beata Małecka-Libera: - Jest wiele okoliczności, które dają naprawdę dużą szansę na przyjęcie tej ustawy. Przede wszystkim projekt ma ogromne poparcie ze strony pani premier. To bardzo ważne, ponieważ ustawa nie obejmuje swoim zakresem wyłącznie kompetencji Ministerstwa Zdrowia. Jest międzyresortowa, dotyczy praktycznie wszystkich ministerstw, co stanowi poważne wyzwanie. Dlatego tak istotne jest wsparcie projektu przez rząd i panią premier Kopacz.

Po drugie, doczekaliśmy czasów, w których zdrowie publiczne musi stać się najważniejszym elementem kształtowania całej polityki zdrowotnej. Powszechna jest już świadomość, że społeczeństwo się starzeje. Medycyna naprawcza pozwala nam żyć coraz dłużej, ale ten sukces implikuje inne wyzwanie - kolejne lata chcemy i powinniśmy przeżyć w możliwie najlepszym zdrowiu.

Aby tak się stało, musimy zacząć inwestować właśnie w zdrowie, a nie tylko w leczenie chorób. Przypomnę, że już przy ustawie emerytalnej mówiliśmy, że trzeba przyjąć szereg ustaw wspierających.

Te czynniki sprawiają, że chyba już wszyscy znający się na polityce zdrowotnej w naszym kraju docenili z jednej strony rolę zdrowia publicznego w zakresie zapobiegania różnym schorzeniom, a z drugiej strony - konieczność podjęcia działań, które powstrzymają negatywne tendencje, m.in. związane z rozprzestrzenianiem się tzw. chorób cywilizacyjnych.

- O tych niepokojących wskaźnikach i konieczności ich poprawiania mówi się od dawna, podobnie jako o ustawie o zdrowiu publicznym. 
- To prawda. Kilka lat pracowałam w podkomisji zdrowia publicznego. Na wielu konferencjach i kongresach słyszałam, jak niemal jednym głosem uczestnicy mówili, że ustawa o zdrowiu publicznym jest bardzo potrzebna. Między innymi dlatego, aby podnieść rangę wszelkich działań zapobiegawczych, profilaktyki oraz edukacji zdrowotnej.

Sama, nawet na najwyższym poziomie medycyna naprawcza już nie wystarczy, by skutecznie mierzyć się ze wspomnianymi wyzwaniami. Być może trzeba było czasu, aby dojrzeć do podjęcia decyzji o ustawowym uregulowaniu zdrowia publicznego.

- Największą trudnością może okazać się międzyresortowy charakter ustawy. Każde ministerstwo broni własnych interesów. 
- Problemy związane z wielosektorowością zdrowia publicznego zostaną pokonane właśnie pod warunkiem, że ta ustawa wejdzie w życie. Rozpoczęły się już konsultacje zewnętrzne projektu. Potrwają do końca kwietnia. Są dla nas bardzo ważne. Poznamy bowiem różne uwagi oraz opinie na temat projektu, w tym m.in. spojrzenie samorządowców, pracodawców, kadry menedżerskiej, medycznej, pielęgniarskiej. W przypadku dużych rozbieżności odbędzie się oczywiście konferencja uzgodnieniowa.

- Projekt nie jest obszerny, liczy 17 stron. To ułatwi przebieg rozmów międzyresortowych? 

- Na pewno czekają nas trudne rozmowy m.in. z resortem finansów i z ministrem gospodarki. Wierzę jednak w osiągnięcie kompromisu.

Co do objętości projektu - uważam, że nie chodzi o liczbę stron, ale o jakość projektowanych przepisów. Najważniejsze jest to, aby po raz pierwszy ustawa o zdrowiu publicznym miała szansę wejścia do naszego systemu, a po drugie - by wprowadzała do realizacji Narodowy Program Zdrowia. Tak naprawdę to właśnie NPZ stanowić będzie strategiczne wyzwanie określające najbardziej priorytetowe obszary.

- W myśl projektu środki m.in. na profilaktykę zdrowotną miałyby pochodzić z subfunduszu utworzonego w NFZ (1% budżetu) oraz z Funduszu Zdrowia Publicznego zasilanego z podatku akcyzowego. Nie brakuje opinii, że do tworzenia takich funduszy i realizacji założeń Narodowego Programu Zdrowia nie jest potrzebna osobna ustawa. 
- Tak, można powiedzieć, że wszystko już mamy - na przykład wiele samorządowych programów zdrowotnych. Szkopuł w tym, że często brakuje dobrych wyników tego rodzaju przedsięwzięć, gdyż nie przeprowadza się ewaluacji. Nikt dokładnie nie sprawdza efektów wydawania pieniędzy na realizację takich projektów. Ponadto programy nierzadko się dublują lub nie są adresowane do najbardziej wskazanej grupy.

NPZ ma także pokazać, w jaki sposób należy realizować dany program zdrowotny. Jeśli jednak np. samorządowcy stwierdzą, że chcą realizować określony projekt z własnych środków, nie będziemy im tego zabraniać. Natomiast w przypadku, gdy zdecydują o przystąpieniu do określonego zadania w ramach Narodowego Programu Zdrowia, będą mogli liczyć na wsparcie merytoryczne i finansowe ze wskazanych w ustawie środków.

Za ewaluację programu, monitorowanie jego skutków po 5 latach będzie odpowiadał pełnomocnik rządu ds. zdrowia publicznego. Jednym z zadań pełnomocnika będzie też sporządzanie raportów zawierających rozliczenie pieniędzy przekazanych na realizację programu i ocenę jego skutków zdrowotnych.

Chcę podkreślić, że ustawa nie będzie żadną rewolucją. Wśród jej najważniejszych zadań jest porządkowanie i koordynacja działań w zakresie zdrowia publicznego. Nowe przepisy mają wskazywać źródła finansowania tych zadań oraz służyć do monitorowania ich realizacji, a także rezultatów.

Od czegoś trzeba zacząć. Dlatego nie tylko planujemy zgromadzić określone środki, ale też pokazać w Narodowym Programie Zdrowia, jakie są priorytety z punktu widzenia zdrowotności całego społeczeństwa.

Pisząc Narodowy Program Zdrowia pracujemy już nad strategicznymi programami zdrowotnymi, oczywiście we współpracy z ekspertami zdrowia publicznego oraz specjalistami w poszczególnych dziedzinach medycyny. Trudno przecież przygotowywać np. program dotyczący profilaktyki chorób sercowo-naczyniowych nie rozmawiając z kardiologami.

- Będzie pełnomocnik rządu ds. zdrowia publicznego w randze sekretarza stanu w resorcie zdrowia, powstanie też Komitet Sterujący NPZ oraz Rada ds. Zdrowia Publicznego. Konieczne są takie dodatkowe gremia? 
- Sam sekretarz stanu w Ministerstwie Zdrowia nie będzie w stanie koordynować licznych, międzyresortowych działań objętych Narodowym Programem Zdrowia. Dlatego projekt mówi o pełnomocniku rządu ds. zdrowia publicznego oraz o wspomnianych gremiach.

Nie będą się one wiązały z dodatkowymi kosztami administracyjno-organizacyjnymi. Rada ds. Zdrowia Publicznego to nic innego, jak już funkcjonujący zespół międzyresortowy.

Natomiast Komitet Sterujący składa się z sekretarzy i podsekretarzy stanu w poszczególnych ministerstwach, nie planuje się więc żadnej dodatkowej obsługi administracyjnej. Komitet jest bardzo ważny, ponieważ umożliwi - poprzez wiceministrów znających Narodowy Program Zdrowia - właściwe koordynowanie działań w ramach NPZ na poziomie każdego resortu.

 

Źródło: rynekzdrowia.pl