Wiadomości

Jan 15, 2015
Tabletka za unijną posadę?
Decyzja o wprowadzeniu do obrotu w Polsce tabletek po stosunku bez recepty jest sprzedawaniem interesu kobiet i dzieci, a także interesu społeczeństwa polskiego. Ten ruch to zapewne cena za przyszłą ciepłą posadę w Brukseli.
Przykład Donalda Tuska, który skończył z sześciocyfrową pensją, z pewnością kusi innych polityków. Zanim to się stało, były premier przyczyniał się do wprowadzenia wielu sprzecznych z polskim interesem rozwiązań. W krótkim czasie okazało się, że jego działania jemu osobiście bardzo się opłaciły.

Ministerstwo Zdrowia tłumaczy się, że decyzja Komisji Europejskiej zobligowała Polskę do rezygnacji z wymogu posiadania recepty przy zakupie tabletki. Jest to kłamstwo. Decyzję o wprowadzeniu ostatecznie podejmuje rząd. Przypominam, że decyzja Komisji Europejskiej na podstawie rekomendacji Europejskiej Agencji ds. Leków była jedynie dopuszczeniem możliwości do uznania „tabletki po” za taką, która może być sprzedawana bez recepty. Są kraje, które dopuszczają takie rozwiązanie, i takie, które dopuszczają jej kupienie tylko na receptę. W UE jest także kraj (Malta), który w ogóle zakazuje sprzedaży takich preparatów.

Szczególnie na wprowadzeniu nowych przepisów zależy lobby in vitro. To kliniki sztucznego zapłodnienia żyją z tego, że są niepłodne pary. Pamiętajmy, że te tabletki są trucizną nie tylko dla dziecka rozwijającego się już w łonie matki, ale również niszczą gospodarkę hormonalną kobiety. Przyjmowanie preparatów z ogromną dawką hormonów nie może się nie odbić na zdrowiu Polek.

Powoływanie się na 10 tys. podpisów pod internetową petycją za zrezygnowaniem z recepty przy zakupie tabletki jest niedorzeczne. Podpisy te zostały zebrane na platformie, której działanie jest szalenie wątpliwe, gdyż nie weryfikuje ona logujących się osób. Można tam wpisać dowolny adres e-mailowy, cudzy lub nieistniejący, i liczy się to jako osobny podpis. Dla odmiany – organizacje konserwatywne przygotowują petycje, które zawierają po 30, 60 czy 100 tys. zweryfikowanych podpisów, a one są ignorowane. Jeżeli dla Ministerstwa Zdrowia było ważne te 10 tys. wątpliwych podpisów za tabletkami bez recepty, to oczekuję, że nie zostanie ratyfikowana konwencja przemocowa! Swój sprzeciw w tej sprawie na stronie CitizenGO wyraziło już ponad 100 tys. osób. Petycje feministyczną zrobić mogły trzy osoby w dwa dni. Bo tyle pewnie zajmuje „nastrzelanie” – choćby i ręcznie, bez użycia żadnego programu informatycznego –  10 tys. podpisów.

Źródło: naszdziennik.pl