Wiadomości

Jul 26, 2014
Zła wiadomość: wirus ebola jest już w Nigerii. To najludniejszy kraj w Afryce
Nigeryjskie władze potwierdzają pierwszy przypadek śmierci spowodowany zakażeniem wirusem ebola. Oznacza to, że największa epidemia eboli w historii dotarła właśnie do najludniejszego kraju Afryki.
 
Obywatel Liberii, który był urzędnikiem tamtejszej administracji, stracił przytomność na lotnisku zaraz po przylocie do Lagos, stolicy Nigerii. Minister zdrowia Nigerii Onyebuchi Chukwu w piątek potwierdził, że "gruntowne testy medyczne potwierdziły, że pacjent był zakażony wirusem ebola".

Kraje objęte epidemią kontrolują granice i obecność chorych na przejściach. Paul Garwood, przedstawiciel Światowej Organizacji Zdrowia (WHO), powiedział jednak, że mężczyzna opuścił kraj bez objawów i zaczął się na nie uskarżać dopiero podczas lądowania w Lagos. Po zasłabnięciu pacjent został odtransportowany szpitala, gdzie zmarł.

Nigeria, licząca 170 milionów mieszkańców, jest najludniejszym i jednym z najbardziej rozwiniętych państw afrykańskich. Pierwszy przypadek śmierci spowodowanej zakażeniem wirusa ebola odnotowano w największym mieście kraju - 10-milionowym Lagos. Władze uspokajają, że zakażony został odtransportowany do szpitala prosto z lotniska i nie miał szans kontaktu z miejscową ludnością. Jak podaje BBC, pasażerowie lotu, którym podróżował zmarły, zostali odnalezieni i objęci nadzorem epidemiologicznym.

Wystąpienie pierwszego przypadku eboli sprawiło, że Nigeria zacznie kontrolować przybywających podróżnych. Nadzór obejmie lotniska, porty morskie oraz granice lądowe, gdzie zostali skierowani pracownicy służby zdrowia - mówi minister Chukwu.

WHO w komunikacie podaje, że liczba ofiar śmiertelnych wyniosła już 660, zaś zakażonych - ponad 1000, głównie w Liberii, Gwinei i Sierra Leone. Na gorączkę krwotoczną wywołaną zakażeniem wirusa ebola nie ma szczepionki ani lekarstwa. Zwykle wirus zabija nawet 90 proc. zakażonych, jednak w przypadku obecnej epidemii wydaje się nieco łagodniejszy - umiera 60 proc. chorych.

Eksperci są zaniepokojeni tym, że epidemia, która zwykle obejmuje izolowane obszary dżungli w jednym kraju, tym razem objęła gęsto zaludnione obszary miejskie w kilku krajach, co utrudnia kontrolę nad epidemią. Dodatkową przeszkodą jest to, że niektórzy krewni zakażonych sprzeciwiają się ich izolacji lub nawet porywają chorych ze szpitali

Źródło:wyborcza.pl