Wiadomości

Mar 16, 2013
Krótkowzroczność ministra Arłukowicza
Budowanie nieufności wobec lekarzy jest fatalne w skutkach - mówi prof. dr hab. Jerzy Szaflik, dyrektor Szpitala Okulistycznego w Warszawie.

Panie profesorze, czy minister zdrowia już pana przeprosił? Miał na to ponad dwa tygodnie, bo tyle czasu upłynęło od umorzenia przez Prokuraturę Okręgową w Warszawie postępowania w sprawie rzekomego naruszenia prawa przy transplantacji rogówki w należącej do pana klinice Centrum Mikrochirurgii Oka "Laser".
Jerzy Szaflik: Nie i na pewno tego nie zrobi. Zresztą, co tu mówić, wcale się tego po ministrze nie spodziewam, choć na pewno byłoby to uzasadnione. Jednak nie o przeprosiny chodzi, ale o coś znacznie poważniejszego. Poprzez historię, która mi się przytrafiła, chcę zwrócić uwagę na to, jakie mogą być konsekwencje działań osób, które pełnią najważniejsze państwowe funkcje i , których decyzje mogą mieć kolosalny wpływ na życie społeczne.

Dlatego postanowił pan odwołać się do Sądu Pracy?

Złożyłem wniosek do sądu o rozstrzygnięcie, czy odwołanie mnie z pracy w Banku Tkanek Oka, którego byłem inicjatorem, założycielem i szefem od chwili jego powstania, tj. od 17 lat, było zasadne. Nie jest jednak moim celem wracanie tam do pracy czy kierowanie ośrodkiem. Chodzi o elementarne zasady uczciwości. Zadeklarowałem, że ewentualne odszkodowanie, które sąd może mi przyznać przeznaczę na rzecz zakładu dla niewidomych dzieci w Laskach pod Warszawą.

Przypomnijmy przebieg sprawy.

W połowie sierpnia ubiegłego roku minister odwołał mnie z funkcji dyrektora Banku Tkanek Oka w Warszawie i tego samego dnia rozpoczęła się kontrola w tej jednostce. Myślę, że lepiej byłoby najpierw zrobić kontrolę, a potem odwoływać, ale stało się odwrotnie. Kontrola skończyła się 22 września a jej protokół ukazał się 15 grudnia. Po długim dokładnym badaniu, przeprowadzonym zresztą przez departament kontroli Ministerstwo Zdrowia wydano oświadczenie, że nie ma żadnych zastrzeżeń oraz sugestii konieczności poprawy działania tej jednostki. Minister nie miał więc żadnych podstaw, by karać za błędy, których nie stwierdzono.

Równocześnie z tym postępowaniem wystąpiłem do Sądu Administracyjnego o rozstrzygnięcie czy odwoływanie mnie ze stanowiska krajowego konsultanta w dziedzinie okulistyki i członka Krajowej Rady Transplantacyjnej przy Ministerstwie Zdrowia były zgodne z prawem. Są cztery przypadki zapisane w ustawie, które to uzasadniają: rezygnacja ze stanowiska, długotrwała choroba, nieusprawiedliwiona nieobecność na czterech posiedzeniach rady i prawomocne skazanie za przestępstwo umyślne. W moim przypadku żaden z tych powodów nie miał miejsca. Zasadne jest wiec pytanie, czy minister, który powinien przecież stać na straży prawa – prawo złamał. Jeśli tak, trzeba to wyraźnie wskazać. Rozprawa w kwietniu. Absolutnie nie kwestionuję tego, że minister ma prawo dobierać sobie takich współpracowników, jakich chce i do jakich ma zaufanie. Jednak, sądzę, że trzeba mieć jakieś podstawy, by zrezygnować z czyjejś współpracy.

A takie zastrzeżenia w stosunku do pana pracy się wcześniej nie pojawiły?

Wręcz odwrotnie. Wielokrotnie przez kilkanaście lat, kiedy byłem konsultantem uzyskiwałem najwyższe oceny swojej pracy, nawet, kiedy zdarzało mi się deklarować chęć odejścia, byłem przez ministrów przekonywany, że jestem potrzebny. A w czasie, gdy byłem konsultantem zmieniło się co najmniej dziesięciu ministrów. Nie usłyszałem od żadnego negatywnej opinii.

Dopiero minister Arłukowicz?

Tak, po pierwszym spotkaniu uznał, ze trzeba mnie wyrzucić. Pan minister odbył ze mną rozmowę, w wyniku, której wyjaśniłem mu kwestie, co do których miał wątpliwości. Wątpliwości te dotyczyły organizacji przeszczepiania rogówek w Polsce, Banku Tkanek Oka w Warszawie, i działalności Centrum Mikrochirurgii Oka „Laser". Następnie poinformował, że mnie odwołuje, ale, że liczy na możliwość dalszej współpracy i rozstaliśmy się w pełnej zgodzie.

A następnego dnia, dowiedziałem się, że minister zwrócił się do Centralnego Biura Antykorupcyjnego, które to biuro z kolei po dwóch dniach przekazało sprawę do prokuratury. Następnie pół roku prokuratura badała sprawę, po czym ją umorzyła.

CBA i prokuratura miała zajmować się Bankiem Tkanek Oka w Warszawie?

Pierwotnie tak, ale szybko przerzucono ciężar spraw na Centrum Mikrochirurgii Oka „Laser", którego jestem właścicielem i które nigdy nie współpracowało z Bankiem Tkanek Oka w Warszawie. „Laser" sporadycznie wykonuje przeszczepy rogówki - w 2011 r. – 3 razy, a w 2012 r. - 4. W tym czasie w Polsce rocznie wykonano ich ponad tysiąc.

Więc skąd pana centrum otrzymywało potrzebne do przeszczepów tkanki?

Z banku tkanek w Zabrzu i w Lublinie, tylko w takich przypadkach, gdy banki te stwierdzały, że w danym momencie nie ma zapotrzebowania na rogówki z ośrodków szpitalnych. "Laser" świadczy usługi wyłącznie prywatnie, nigdy nie ubiegałem się o kontrakt z NFZ.

Procedura wykonywania przeszczepów była taka, że to banki tkanek zwracały się do centrum „Laser" z pytaniem, czy nie potrzebujemy rogówki. Nasi pacjenci, którzy wymagali przeszczepu byli informowani, że jest możliwość wykonania zabiegu i część z nich decydowała się na płatny zabieg, którego cena wynosi 10 tys. zł.

Dlaczego bank tkanek miałby oddawać rogówki?

Rogówkę pobiera się ze zwłok i optymalny czas jej przechowywania wynosi od 3-5 dni. Od czasu pobrania do przeszczepu trzeba wykonać jeszcze szereg czynności zarówno medycznych jak i formalnych np. uzyskać zgodę sądową, gdy w grę wchodziła sekcja zwłok. Te czynności trwają i wówczas banki tkanek mają do dyspozycji dzień lub dwa na wykorzystanie rogówki. Starają się wówczas ją udostępnić któremuś z ośrodków przeszczepowych, ale czasem się to nie udaje. I w takich sytuacjach informują nas o możliwości odstąpienia rogówki. Koszty pobranie i przygotowania rogówki to przeszczepu wynoszą ok. 3 tys. zł. Ale nie chodzi tylko o koszty, ale też o to, żeby pobrana już tkanka została wykorzystana, a nie zmarnowana. I stąd te telefony do nas.

Wracając do działań ministra zdrowia – można odnieść wrażenie, że obrał on sobie za cel szukanie wrogów wśród dyrektorów szpitali klinicznych czy też naukowych instytutów medycznych .

Tego rodzaju postępowanie ministra zdrowia i jego otoczenia ma charakter nagonki. Nie wiem dlaczego usiłuje udowadniać, że wysokiej klasy specjaliści to ludzie nieuczciwi.

Bardzo przeżyłem te historię z ministrem, która nagle nieoczekiwanie stała się podsumowaniem mojej ponad czterdziestoletniej praktyki lekarza, okulisty, naukowca, szefa palcówek medycznych. Długo budowałem swoją pozycje zawodową i medyczną. Bezzasadne zarzuty ministra zdrowia podważyły w kilka dni moją pracę. Nie mogę się z tym pogodzić, ani w odniesieniu do siebie, ani całego środowiska lekarskiego, które jest obecnie źle traktowane przez urzędników ministerstwa zdrowia i samego ministra. Tego rodzaju postępowanie przynosi wymierne, złe skutki dla całej ochrony zdrowia.

Pisał pan na swojej stronie internetowej, że człowiek jest jednością psychosomatyczną i, że psychika i fizjologia są częścią tej samej istoty i nawzajem się warunkują. Jeśli zostaje podważone zaufanie do lekarzy, to cierpią na tym także pacjenci, którzy czują się zagubieni.

Lekarz, na którym ciążą poniżające zarzuty, postawione mu publicznie przez najwyższych urzędników ministerstwa zdrowia, ma trudną pozycję wobec pacjenta. Takie działania kwestionują autorytet zawodowy wszystkich lekarzy. Zaufanie pacjenta do lekarza jest naprawdę bardzo ważne, bo uruchamia siły organiczne pacjenta i pomaga mu walczyć z chorobą. Pacjent chce wierzyć lekarzowi, ale jeśli ten jest pomawiany o najgorsze, to na pewno taka relacja się nie uda. Podkreślam, że budowanie nieufności jest fatalne w skutkach. Rzucanie pomówień bez pokrycia niesie m.in. takie konsekwencje, jak pogłębiająca się agresja pacjentów wobec świata medycznego. I to nie jest wcale wina pacjentów, bo oni są zestresowani, często nie mogą dostać się do lekarza, mają żal, że sprawy ciągną się tak długo. A do tego dochodzi autentyczna złość spowodowana tym, co słyszą np. od ministra na temat lekarzy: że to źli ludzie i w dodatku złodzieje. Takie ataki sprzyjają pogarszającej się atmosferze wokół służby zdrowia. To jest bardzo krótkowzroczne.

Odczuł pan taki brak zaufania pacjentów na własnej skórze po wypadkach, które miały miejsce?

Mam tę wielką satysfakcję, że ani pacjenci ani całe środowisko zawodowe, lekarze, izby lekarskie, a także nawet nieznani mi ludzie, nigdy od momentu pomówienia mnie przez ministra zdrowia, do czasu umorzenia sprawy przez prokuraturę, czyli przez cale pół roku, nie dali mi odczuć, że mi nie wierzą. To dla mnie wielka radość i satysfakcja. Jestem za to bardzo wdzięczny.

(źródło: www.rp.pl)